Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/mores.do-stac-sie.konin.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
e to ten sam młody syn dzierżawcy, do którego Arabella puszczała oko w kościele. Wyglądał na szesnaście lat i gdy ją ujrzał, na jego twarzy pojawił się wyraz najwyższego zmieszania. Usiadł, pośpiesznie poprawił ubra¬nie Arabem i przesunął ręką po czerwonej z zażenowania twarzy.

Odwróciła się i poszła. Santos wysiadł z auta i pobiegł za nią.

e to ten sam młody syn dzierżawcy, do którego Arabella puszczała oko w kościele. Wyglądał na szesnaście lat i gdy ją ujrzał, na jego twarzy pojawił się wyraz najwyższego zmieszania. Usiadł, pośpiesznie poprawił ubra¬nie Arabem i przesunął ręką po czerwonej z zażenowania twarzy.

się tak niegrzecznie - wyrzuciła z siebie jednym
R S
ci na nie odpowiem. Tak, wiem, jak to jest pokochać kogoś


pocałować na poŜegnanie.
I raczej nie zgodzi się na podobne przedsięwzięcie.
Bill Gates. To wszystko przyprawiało Willow o zawrót głowy.
- Z budki przy rogu Toulouse i Burgundy. Obok apteki i kościoła.
na nią drwiąco. - Mam nadzieję, że nie stanie się to pani
mieście, postanowiła wpaść do studia.
- Układ - powtórzyła. - To znaczy, że już z nią rozmawiałeś?
mu ojciec, niedługo potem matka. Mark miał siedem lat, Matt pięć. Straszny los.
gdy widzi, Ŝe sam za bardzo się zaangaŜował.

– Więc zabiłaś je? – zapytała. Łódź kołysała się na falach.

w jej oku, uśmiech na twarzy Ricka.
- Jak w greckiej tragedii - zgodziła się. - A jaka jest twoja rodzina? - Moja rodzina? Niewiele jej mam. Mój ojciec zwinął manatki, gdy byłem małym dzieckiem. Nie bardzo go pamiętam, nie wiem, gdzie teraz jest. Mama, brat i ja mieszkaliśmy z babcią aż do śmierci mamy. Umarła nagle. Guz mózgu. Miałem wtedy jedenaście lat, mój brat szesnaście. Babcia się nami zajęła. - Gdzie jest twój brat? - Ostatnio był w Brukseli. Służy w marynarce. W wywiadzie. Nie jesteśmy w bliskich stosunkach. - Nie masz siostry? - Nic mi o tym nie wiadomo. Ale przypuszczam, że mój ojciec był w stanie spłodzić cały chór żeński. Zrobiło się jej głupio. Ona przynajmniej miała rodziców. Rodzeństwo. Prawdziwą rodzinę. Może nie idealną, ale jednak rodzinę. - Przy tobie wychodzę na mazgaja. - Ja tak nie uważam. - Naprawdę? To jesteś wyjątkiem - przyznała. - Wszyscy zarzucają mi, że gram ofiarę, że jestem pesymistką, że ciągle się skarżę. - Uśmiechnęła się do niego. - To wpędza w kompleksy. Może dlatego wszyscy uważają, że mam nierówno pod sufitem. Nie myśl, że się nad sobą użalam, bo wcale tak nie jest. Moje rodzeństwo poważnie podejrzewa, że zwariowałam albo zaraz zwariuję. - Uśmiechnęła się smutno. - Kto tak mówi? - Wszyscy. Hannah, Amanda. Troy. Nawet Kelly. - Siostra bliźniaczka nie staje w twojej obronie? - zapytał, patrząc na nią uważnie. - Nie utrzymuje kontaktów z resztą rodziny. Myślałam, że o tym wiesz. - Dlaczego? - Nie mówiłam ci? Mama zerwała z nią stosunki po wypadku na motorówce. Obwiniała ją za to, że przepuściła spadek i że omal przez nią nie zginęłam. Adam zmarszczył czoło i wytarł kropelkę wody na szklance. - Opowiedz mi jeszcze raz o tym wypadku. - Po co? - Bo próbuję ci pomóc - powiedział łagodnie. - O czym tu jeszcze mówić. Wiesz, co się wtedy wydarzyło. - W porządku, a potem? Kiedy znów zobaczyłaś Kelly? - Kiedy wypisano mnie ze szpitala. - Do czego zmierzał? Dlaczego tak na nią patrzył? - Ją też wtedy wypisano, tak? Gitarzysta przestał wreszcie grać i nagle zrobiło się bardzo cicho. Tylko wentylatory pod sufitem jednostajnie szumiały. Nie lubiła rozmawiać o Kelly, nie w taki sposób. Ale Adam czekał. Wpatrywał się w nią badawczo. Odstawiła szklankę i wzięła głęboki wdech. Najwyraźniej przyszedł czas spowiedzi, jak mawiała jej matka. Wszystkie sekrety musiały wreszcie wyjść na jaw. Drżąc lekko, zaczerpnęła powietrza - Tak. - Jak często się z nią spotykasz? - Nie tak często, jak bym chciała. Ona stale wyjeżdża w interesach. - Co robi? - zapytał. - Pracuje w dziale zaopatrzenia jednego z dużych domów towarowych. - Którego?
– Bliżej.
wierzyć wypłowiałemu napisowi na kamizelce ratunkowej.
– O co panu chodzi? – syknęła.
coś do picia. Coś... bez alkoholu?
Kristi była chyba na dworze, może stała przed budynkiem, w którym wynajmowała
– Owszem. – Bledsoe niechętnie skinął głową. – Wszystko, co miał o McIntyre i Newell.
- No, Amanda dotarła do niej jak po sznurku. - Nomen omen - powiedziała Morrisette i Reed przypomniał sobie nożyczki chirurgiczne i splecione nici Atropos. - Psychopatka! Zabijała dla pieniędzy. - Nie. - Reed pokręcił głową. - Zabijała dla samego zabijania. - Pomyślał o tych, którzy zginęli, o tym, jak cierpieli, ile wysiłku Amanda jako Atropos włożyła w ich uśmiercenie. - Dawało jej to niezłego kopa. Udowadniała, że jest bystrzejsza od innych, że zasługuje na majątek starego. Kochała to, podniecało ją to. Morrisette skinęła głową. - Rozumiem. Szkoda. Kurewsko szkoda. - Morrisette sumiennie odkładała pieniądze do cholernej skarbonki, ale nic to nie pomagało. Przynajmniej dzieciaki będą miały zapewnione przyzwoite wykształcenie - do diabła, pójdą pewnie do pieprzonego Harvardu. - Nie zdziwiłbym się, gdyby Adam Hunt napisał książkę. Tę, o której myślała jego była żona - powiedział Reed. - Słyszałem, że wydawcy już węszą koło niego i koło Caitlyn Bandeaux. Mówi się nawet o filmie. Co ty na to? - Ktoś pewnie go nakręci. - Podrapała się w łokieć. - Wiesz co, jeśli Amanda zabijała dla pieniędzy, to wcale jej się nie śpieszyło. Najpierw mały Parker, a reszta dopiero wiele lat później. Nie no, to chyba nie jest normalne. - Nic w tej sprawie nie było normalne. - Reed zastanowił się. - Pomiędzy nami, to myślę, że odbiło jej, to znaczy tak naprawdę odbiło, gdy dowiedziała się, że jej mąż ma romans z Sugar Biscayne. Ale reszty naprawdę nie rozumiem, nie jestem psychiatrą. Czy to nie ironia, że chciała wrobić Caitlyn, wykorzystując jej zaburzenia psychiczne, podczas gdy ona sama była naprawdę niezłym czubkiem? Przecież całe to pieprzenie o Atropos świadczy o tym, że to ona miała rozdwojenie jaźni, no nie? Pozbywając się jej, Caitlyn Bandeaux wyświadczyła podatnikom tego miasta wielką przysługę. - Wyjrzał przez okno. Savannah było jak stara dostojna dama, ciągle miało przed nim jakieś tajemnice. Ciemne, wciąż skrywane sekrety. - Chciałbyś mieć na sumieniu śmierć siostry? - zapytała Morrisette. - Wcale by mi to nie dokuczało. Pamiętaj, że ta siostra zabiła moje dziecko, moją matkę, ojca, męża i parę innych osób. Jak bym się czuł, gdybym skrócił jej cierpienia? - Reed uśmiechnął się szeroko. - Dobrze bym się czuł. Zapewniam cię. - Masz rację. - Ale jestem pewien, że Caitlyn Bandeaux ma przed sobą lata terapii. A może nawet całe życie. - Przynajmniej przeżyła. Słyszałam też, że spotyka się z Adamem Huntem. - Mają romans? Morrisette wzruszyła ramionami. - Przystojniak z niego. - Kto jak kto, ale ty na pewno się na tym znasz. - Amen, bracie. Amen! - Uderzyła dłonią w biurko, gdy nagle zadźwięczał jej pager. - Co znowu? - Spojrzała i zeskoczyła na podłogę. - To niania. Muszę lecieć. Biorę sobie wolne do końca dnia, żeby pobyć z dziećmi. Są już zdrowe, więc pójdziemy na basen. Zrobimy zakupy za pieprzone pieniądze Barta. I nie martw się, kupię kolejną skarbonkę. Stara już jest pełna. - Też świnkę?
latarnia przed domem rzucała dziwne niebieskie światło. W powietrzu połyskiwała delikatna mgiełka zasnuwająca okna i rozmywająca cienie. Kątem oka zauważyła jakiś ruch, jakiś cień w zaroślach. Serce jej załomotało. Liście poruszyły się. Zdawało się jej, że słyszy szelest kroków. Popadasz w obłęd. Nikogo tam nie ma. Nikogo. Przełknęła z trudem ślinę i nisko nad ziemią zauważyła dwa błyszczące paciorki oczu. Zesztywniała. Krzaki zakołysały się i spomiędzy liści wyjrzał spiczasty pyszczek. Och, to tylko opos. Odetchnęła zawstydzona. Wciąż jednak czuła na sobie obce spojrzenie. Opuściła żaluzje i odchyliła się na krześle. Może to policja ją obserwuje. Wcale by się nie zdziwiła. Detektyw Reed nie musiał tego mówić. I tak widziała, że uważa ją za główną podejrzaną. A ona nawet nie miała jak się bronić. A jeśli to nie policja? Może to ten ktoś, kto był w jej sypialni wtedy, kiedy zginął Josh? Ten ktoś, kto wymazał jej pokój krwią? To ty, Caitie. Ty to zrobiłaś. - Nie - wyszeptała, odganiając tę okropną myśl. Może powinna zadzwonić do Adama. Rozmowa z nim na pewno by jej pomogła. Chcesz rozmawiać jako kobieta czy jako pacjentka? Spójrz prawdzie w oczy, Caitlyn, chcesz po prostu znów się z nim spotkać. - Cholera! - Miała już dość wysłuchiwania tych połajanek. Brzmiały zupełnie jak zrzędzenie Kelly. Spojrzała na ekran komputera. Machający skrzydłami nietoperz wampir zdawał się z niej szydzić. Termin przedstawienia projektu zarządowi zoo mijał za tydzień, a ona wciąż była z robotą w lesie. Skoncentrowała się, poprawiła ruchy skrzydeł nietoperza. Przelatywał na tle srebrzystego księżyca przez żelazną bramę. Miała nadzieję, że animacja przyciągnie uwagę zaglądających na stronę internetową zoo. Wymyśliła sobie, że strona główna będzie nawiązywać do starych mitów i przesądów, zwłaszcza tych, które mają naukowe uzasadnienie. Caitlyn była już zmęczona, bolały ją plecy, nerwy miała napięte. Wstała i przeciągnęła się, wciąż spoglądając na monitor. Siedzący u jej stóp Oskar zaszczekał. - No i czego chcesz? - zapytała. Pies znów zaszczekał, skoczył na nią, a potem przywarował na podłodze. - Wszystko w porządku? - Zakręcił młynka. - Chcesz wyjść? Kolejne szczeknięcie i szorowanie ogonem po podłodze. - Dobrze, już dobrze - powiedziała. - Rozumiem. Teraz rozumiem. No to chodź. Pies natychmiast zbiegł po schodach. - Ej, chyba mnie nabierasz. Też widziałeś tego oposa i masz na niego chętkę, co? - mruczała, schodząc na dół. Zanim weszła do kuchni, Oskar skakał już na tylne drzwi. Kiedy odsunęła zasuwę, wystrzelił na dwór, szczekając jak opętany, i pognał w stronę fontanny. Caitlyn stanęła na skraju werandy. Było ciepło. Parno. Słuchała brzęczenia owadów i łagodnego szemrania fontanny. Nagle zauważyła w powietrzu delikatną smugę dymu z papierosa. - Caitie? - usłyszała. - Jezu! - Serce omal jej nie wyskoczyło z piersi. Rozpoznała ten głos. - Kelly?
Co ten Bentz znowu wymyślił? Dlaczego udziela mu tylko strzępów informacji? Uważa,
wszystkiego. Ktoś go wrabia, ktoś, kto miał jakiś związek z jego byłą żoną.
- Chcę, żeby zdjęto odciski palców z tego wraka. Musimy też obejrzeć miejsce, w którym stał. Sprawdzimy, czy na podłodze w garażu, czy gdzie indziej nie ma śladów płynu hamulcowego. I musimy zobaczyć te dokumenty z warsztatu. - Coś jeszcze? - Tak, myślę, że Amanda ma rację. Na początek porozmawiamy z Cricket Biscayne, a potem utniemy sobie pogawędkę z naszą ulubioną wdówką. - Dobra, weźmy się za Cricket. Jezu, co jest z tymi ludźmi? Nazwałbyś swoje dzieci Cricket i Sugar? Wprawdzie to tylko przezwiska, bo Cricket ma na imię Christina, a Sugar - Sheryl, ale i tak... Są już dorosłe, mogłyby zacząć używać normalnych imion. Chociaż co ja się czepiam, Sugar to striptizerka, a Cricket fryzjerka, fiu bździu w głowie, nie potrafi utrzymać się w pracy dłużej niż miesiąc czy dwa. Zapiszczał jej pager. - Cholera, jeśli to opiekunka do dzieci... - Wycelowała w Reeda palcem. - Nic nie mów - wiem. Już przygotowałam dwudziestopięciocentówkę. - Spojrzała na pager. - O Kur...kurka. To Bart. Pewnie znów powie, że nie może zapłacić alimentów. Ciekawe, co wymyśli tym razem. Samochód mu się zepsuł? Stracił kolejną pracę? Cienko przędzie? Cholera! I tak miesiąc w miesiąc! - Ruszyła korytarzem, cały czas pomstując. Reed wciąż zastanawiał się nad Amandą i jej teorią. Postanowił odebrać faksy. Było ich kilka, ale Amanda jeszcze nic nie przysłała. Jego uwagę zwrócił faks od Montoi, detektywa z Nowego Orleanu. Zawierał zdjęcie i opis Marty Vasquez. Fotografia była ziarnista, czarno-biała, przedstawiała ładną kobietę z krótkimi, ciemnymi włosami, z lekko zadartym, szerokim nosem i zmysłowymi ustami. Co się z nią stało? Jaki to ma związek ze sprawą Bandeaux? Z opisu wynikało, że Marta ma bliznę na brzuchu po ope-racji wyrostka robaczkowego i tatuaż przedstawiający kolibra na kostce lewej nogi. Studiowała, potem rzuciła studia i znów podjęła, ostatnio pracowała w firmie ubezpieczeniowej, ale zrezygnowała nagle bez podania przyczyny. To tak jak Rebeka, psychoterapeutka Caitlyn Bandeaux. Zbieg okoliczności? Mało prawdopodobne. Marta Vasquez, córka Lucille Vasquez, pokojówki, gospodyni i opiekunki potomków rodu Montgomerych. Więc Marta znała dzieci Camerona. Zmarszczył brwi. Zniknęła... tylko tyle wiadomo. Nikt jej nie widział od sześciu miesięcy. Przyglądając się fotografii, wrócił do swojego pokoju, z którego dobiegał dzwonek telefonu. - Detektyw Reed - powiedział, rzucając faksy na ogromną stertę spraw do załatwienia. Wszystko po kolei. Cricket została sama w salonie. Ostatnia klientka, bogata kobieta, która zarzekała się, że umrze, jeśli nie będzie miała nowej fryzury dzisiaj wieczorem, odjechała nowym cadillakiem, zadowolona wreszcie ze swoich pasemek w siedmiu kolorach i skomplikowanej fryzury, której ułożenie zajęło prawie trzy godziny. Cricket spojrzała na brudne ręczniki piętrzące się na pralce, ale pomyślała o Misty. Ta dziewczyna zaczyna pracę o nieprzyzwoitej godzinie - ósma? Dziewiąta? Nieważne. Pełna energii, nieustannie chichocząca Misty może chyba, do diabła, uprać i wysuszyć te ręczniki. Cholera, ta praca zaczyna ją wykańczać. Cały czas na nogach i jeszcze trzeba wysłuchiwać jędzowatych babsztyli. W kółko tylko ględzą o tych swoich mężach i dzieciach.
Więc wrócili do Encino, by stąd ruszyć kolejnym wątpliwym tropem. Był przemęczony i
– Nie. Ale byli chłopcy z LAPD.

©2019 mores.do-stac-sie.konin.pl - Split Template by One Page Love